poniedziałek, 30 września 2013

Na złość mamie odmrożę sobie uszy

Adaś bardzo lubi decydować o wszystkim, co go dotyczy. Niełatwo daje się przekonać do cudzych pomysłów.

Zaczęła się jesień, wyciągnęliśmy cieplejsze kurtki - Adaś tego faktu nie chce przyjąć do wiadomości. Po kilku dniach kłótni z dzieckiem oświadczyłam, że mam dosyć przepychanek na temat tego co ma być założone i od tej pory ja mu powiem, jakie jest moje zdanie, a on założy co zechce.

I oto pewnego razu przy wychodzeniu na dwór:
- Adasiu, wychodzimy. Bluza, kurtka...
- Kurtki nie zakładam.
- OK. Ale wezmę twoją kurtkę ze sobą - jest bardzo zimno i myślę, że za chwilę bardzo chętnie założysz.

Gotowi, wychodzimy. Wieje i jest zimno. Widzę, że dziecko marznie, ale twardo idzie dalej...

- Adasiu, mam twoją kurtkę - założysz?
- No założę. Ale NIE bardzo chętnie.


wtorek, 3 września 2013

Druga klasa...

... się zaczęła, a my jeszcze nie podsumowaliśmy pierwszej.

A więc: nie mamy powodu podejrzewać, że posłanie Wojtka do pierwszej klasy w wieku niecałych 6 lat było błędem. Ma kolegów. Zachowuje się poprawnie. Z programem i wymaganiami radzi sobie bardzo dobrze. Opanował pisanie (chociaż za tym nie przepada) i daje się to przeczytać. Nie ma problemów z samoorganizacją i wypełnianiem obowiązków. Zachowuje się przytomnie, nie gubi się, nie gubi swoich rzeczy, pamięta co było zadane, co kiedy trzeba przynieść. Testy na koniec pierwszej klasy napisał prawie bezbłędnie (pani odjęła mu 1 punkt za podpisanie rysunku jakiegoś ptaka "sikorka" zamiast "ptak", hmmm. Chyba "nie trafił w klucz" ;)).

Natomiast nie mamy pewności, czy błędem nie jest w ogóle posyłanie dziecka do szkoły (publicznej, czy nawet ogólniej: realizującej obowiązującą podstawę programową)... 
Wojtek po kilku miesiącach stwierdził, że szkoła jest nudna i nauka jest nudna. Martwi mnie to, bo ja jednak chciałabym, żeby nauka była dla niego fascynująca. Wojtek narzeka, że na lekcjach się nudzi, bo szybko robi co jest do zrobienia i później musi czekać, aż wszyscy skończą. Z drugiej strony - wg pani czasem zabiera się za wypełnianie ćwiczeń gdy jeszcze trwa "ogólna" lub "interaktywna" część lekcji - pani coś opowiada albo zadaje pytania, a Wojtek niekoniecznie w tym uczestniczy. Czasem gada z kolegami. Nie można jednak powiedzieć, że nie uważa, bo jeśli zostanie zapytany, zwykle okazuje się, że jest "w temacie". To co jest do zrobienia - robi (na razie...).
System szkolny nie ma powodu, żeby się Wojtkiem w jakikolwiek sposób zająć. Przecież sobie radzi i nie sprawia problemów... A rozbudzanie zainteresowań, rozwój zdolności, radość z pokonywania wyzwań intelektualnych, pielęgnowanie ciekawości i wewnętrznej motywacji do nauki? Szkoły to nie interesuje. Wszelkie "kółka przedmiotowe", o ile w ogóle są dostępne (w naszej szkole oferta jest raczej niewielka), są traktowane jako dodatek. Czyli, gdy już się wynudzisz przez kilka godzin, to możesz dodatkowo zająć się czymś jeszcze. A ja bym chciała, żeby Wojtek mógł pewne rzeczy robić *zamiast* klepania szkolnych trywiałów (2+2, 2+3, 2+4 i tak sto razy) .

Mam obawy, że z czasem problemy będą się raczej pogłębiać - dziecko będzie się nudzić, zniechęcać, w rezultacie zajmować czym innym i przeszkadzać. Nie wiem czy jest na to rada (inna niż rezygnacja ze szkoły ;), której jednak na razie sobie nie wyobrażam).

To tyle refleksji jeszcze sprzed wakacji. Mamy z Wojtkiem uzgodnione, że w razie potrzeby będzie ode mnie dostawać coś, czym mógłby się zająć w czasie wolnym na lekcji. Zaczęliśmy tak robić już w czerwcu - sprawdziły się wtedy specjalne kolorowanki "na szkolną nudę" ;)

Tymczasem drugą klasę Wojtek rozpoczął z nowym zapałem ("mamo ciekawe czy druga klasa też będzie fajna") i bardzo się cieszył na ponowne spotkanie z ulubionymi kolegami.