sobota, 29 września 2012

Zgrzyt zgrzyt

Tak się złożyło, że w ostatnim tygodniu przydarzyły się dwie mało przyjemne historie - jedna w przedszkolu, jedna w szkole.

W przedszkolu odbyły się warsztaty kulinarne - dzieci z różnych grup przy wspólnym stole tworzyły różne rzeźby z jedzenia (myszki z jajka itp. - taka zabawa jedzeniem). Gdy odbierałam Adasia, stół z wystawą "dzieł" stał przed salą, więc zapytałam dziecko o wrażenia.
- Ja tego nie robiłem - oznajmiło dziecko.
- Nie? Dlaczego?
- Bo pani powiedziała, że nie mogę się zmieścić w kadrze. - Hm, pomyślałam, chyba dziecko czegoś nie zrozumiało albo coś pomieszało.
- Ale to znaczy, że nie chciałeś? Pani pytała kto chce?
- Nie, pani tak zdecydowała.
- I co robiłeś, gdy dzieci miały te zajęcia?
- No, byłem na górze, w sali sześciolatków.
- Ale sam?
- Nie, jeszcze tam była X, Y, Z, no i jakieś maluchy, i A i B z sześciolatków. I ciocie.
- I co robiliście?
- Nic, odpoczywaliśmy, maluchy spały, ktoś coś rysował.
Adaś opowiadal to wszystko spokojnie, raczej jako informacja, nie wyczułam żalu czy skargi. Historia zastanowiła mnie na tyle, że następnego dnia rano zapytałam ciocię o co chodziło i dlaczego niektóre dzieci nie brały udziału
- A bo taki mieliśmy plan, podzieliliśmy dzieci na dwie grupy, bo wszyscy by się nie zmieścili. Druga grupa będzie mieć warsztaty dzisiaj, o proszę, już jest wszystko przygotowane.

No OK. Przyjęłam tłumaczenie. Niesłusznie ;)

Po południu od mamy X dowiedziałam się, że prawdziwą przyczyną podziału dzieci był... brak zgody niektórych rodziców na umieszczenie zdjęć dzieci na Facebooku! Przedszkole robiło fotorelację z tego "wydarzenia" do zamieszczenia na Facebooku i dla uniknięcia kłopotów dyrekcja zarządziła wykluczenie z imprezy dzieci, których zdjęć nie mogli umieszczać na Facebooku.
No, tak do końca kłopotów nie uniknęli :) Bo X nie da sobie w kaszę dmuchać i ponoć zrobiła w przedszkolu dziką awanturę z powodu wykluczenia z zabawy, oraz doniosła o wszystkim rodzicom. Rodzice X jeszcze tego samego dnia wieczorem interweniowali u dyrekcji.
I stąd poranna, już przygotowana, wersja tłumaczenia i improwizowany "dalszy ciąg warsztatów".
Hmm, to pierwsza taka wpadka naszego przedszkola.
Rozumiem, że chcą sobie zrobić reklamę na Facebooku - no ale przecież nie kosztem dzieci!
Pani dyrektor ponoć przepraszała i mam nadzieję, że taka dyskryminacja się więcej nie powtórzy.

A co w szkole? A w szkole w tym tygodniu rozpoczęły się dodatkowe zajęcia z angielskiego. Powiadomienie z podaniem terminów dostaliśmy mailem. Zwrócił moją uwagę fakt, że w środę dodatkowy angielski ma być na 6. godzinie lekcyjnej, a wcześniej Wojtek ma 5 normalnych lekcji. A więc - kiedy zje obiad?
Poszłam z tym pytaniem do świetlicy we wtorek rano.
- Nic nie wiem, pracuję na poranną zmianę, proszę przyjść jutro - będzie akurat od rana pani, która zajmie się klasą Wojtka też po południu.
No ok, w środę rano ponownie zastukałam do świetlicy.
- Tak, oczywiście, dzisiaj będzie angielski, o - proszę zobaczyć - tu mam listę dzieci, wszystko jest pod kontrolą. Obiad? No nie wiem.... nie, na przerwie nie, to pewnie po angielskim. No nie wiem jeszcze, ale proszę się nie martwić, dziecko na pewno obiad dostanie. Żeby tylko chciał zjeść, ha ha.

I cóż, oczywiście w środę dziecko wróciło ze szkoły bez obiadu... Podobno pytał po angielskim dwie świetlicowe panie, co z jego obiadem. Jedna powiedziała, że nie wie, a druga, że już za późno, bo już pani z dziećmi poszła. Dodam, że sześciolatki są mocno ubezwłasnowolnione - nie mogą samodzielnie poruszać się po szkole.

A więc w czwartek rano znów odwiedziłam świetlicę. Pani (jakaś inna) przepraszała. Mówiła, że ich sytuacja w środę zaskoczyła, że będą musieli się zgrać z jakąś inną grupą, że na pewno w przyszłym tygodniu wszystko będzie dobrze. Oprócz Wojtka problem dotyczy jeszcze 2 dzieci z klasy, które też chodzą na dodatkowy angielski i na świetlicę. Zobaczymy w środę jak sobie świetlica poradzi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz